Spotkałem kiedyś faceta, który pracował jako pielęgniarz
w klinice leczenia uzależnień i chorób umysłowych. Kiedy dowiedział się, że
kolekcjonuje zaginione przeboje. Opowiedział mi o metodach terapeutycznych
jakie wprowadził na jego oddziale ordynator. Gość chciał czymś zająć swoich
schorowanych podopiecznych. Wymyślił, że będzie to muzyka. Piosenka terapeutyczna. Na początek wybrał
Metal. Plan miał prosty, ten z największą delirką, telepiący się jak galareta,
dostawał w dłonie pałeczki i zasiadał za garami. Z tempem jakie wybijał,
problemy mieliby nawet najwięksi wirtuozi perkusji. Pacjenta z zespołem Downa, który
wiotkość ma stawów, i palce wyginane wszystkie strony, sadzał do kontrabasu. Cierpiącego
na ADHD ustawiał przy gitarze rytmicznej. Dzięki niemu tempo mieli słuszne. A na
wokal wybrał faceta ze schizofrenią, który w jednym numerze potrafił zaśpiewać nawet
czterema różnymi głosami. Całą tą ekipę zamykał w wygłuszonym materacami pokoju,
odstawiał ich na ten czas od leków i czekał na efekty. Na wszelki wypadek, żeby
nie zrobili sobie krzywdy w tym odosobnieniu, sadzał razem z nimi pielęgniarza.
Efekty jakie osiągał dzięki tej terapii były zaskakujące. Pacjenci wydobrzeli
na tyle, że mogli opuścić szpital.
Ordynator za opis swoich metod naukowych otrzymał z unii granty,
dzięki którym mógł rozbudować park instrumentów i obmyślać dalsze metody
leczenia reszty uzależnień. W drugim etapie postawił na folk-rock. Kupił flet
poprzeczny dla seksoholika, i akordeon dla kobiety która uporczywie próbowała
wycisnąć sobie z piersi mleko. Znów sukces.
Jedyny mankamentem
tej metody był fakt, że nikt nie zarejestrował nagrań utworów jakie wykonali
pacjenci. A pielęgniarz który pilnował ich podczas próby twierdzi, że był to
najlepszy Death Metal jaki w życiu słyszał. Na szczęście zachował tekst jednego
z utworów, jaki wykonywali podczas pamiętnej sesji, w wygłuszonym pokoju bez
klamek.
Oto co mi przekazał.
8 bestia
Postawili na barze
rząd butelek
kolorowych
niczym tęcza
na niebie
tęcza na
niebie
na ich dnie
znajdziesz chłopcze
dzban złota ukryty,
dzbanek złota chłopcze,
tak prawili
wyruszyłem
więc w podróż
niebezpieczną i długą
po przez
żyto, chmiel,
winogrona
choć niełatwa
to droga,
znajdę skarb
zakopany
wrócę pewnie
rozbity
liżąc rany
i koledze co
w barze
stawia
ognistą wodę
swą historię
opowiem
swą przygodę
jakie bestie
spotkałem
na dnie każdej manierki
jaką miałem
strategię
jakie
sztuczki i gierki
Pierwszym
stworem był satyr
pół kozy pół
karła
polałem mu
wina
on na flecie
zagrał
druga hydra
trzy głowa
z twarzą
matki, żony, dziecka
błaga abym
zawrócił
lecz nie dla
mnie ta śpiewka
Stado harpii
się zleciało
Szarpią
śledzik i kiszone
Nie potrzebna
zagrycha
wystarczą
napoje
Nagle w duszy
coś zagrało
Po co ja to
robię?
A to sfinks
swoim pytaniem
Chciał mnie
złożyć w grobie.
Cerber zęby
swe szczerzy
Przy kolejnym
szocie
Jeśli
przejdziesz tą rzekę
Nie myśl o
odwrocie
wtem lewiatan
atakuje
by utopić mnie w głębinach
lecz wypiłem już
wszystko
nie miał w
czym biedaczysko
tym ostatnim
był feniks
który mnie spopielił
mimo że mnie
suszy
powstanę z
pościeli
Znowuż się
odrodzę
do baru powlekę
na kolejną
przygodę
spotkać
satyra kalekę.
Więc
słuchajcie mej historii
Kelner
kolorowej nalej
Ja nie boję
się potworów
Oprócz myszki
białej.
Póki mnie nie
atakują
Jak Popiela w
wieży
By zaprzestać
tych wypraw
Mi tam nie
zależy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz