Naj­now­szą pieśń naj­więcej ludzie sławią.

wtorek, 26 kwietnia 2016

kolęda

Kolęda
Młodzi mają problem ze startem. Jak ich starzy nie ustawią finansowo to im ciężko. Bardzo im ciężko. Są młodzi mają marzenia. Nie chcą w siedzieć w Biedronce na kasie, ani kręcić betonu na budowie. Chcą kręcić filmy, albo śpiewać piosenki i dzięki temu siedzieć na kasie. Tylko, że o dziwo, rynek mamy taki, że nikt im nie chce za to płacić. Zrezygnowani, zdesperowani, myśląc wciąż o łatwym zarobku rezygnują z marzeń, kobiety zaczynają robić za dziwy, faceci za handlarzy. Te historie nigdy nie kończą się dobrze.
Dlatego podpowiadam jak zarobić na swojej twórczości. Trzeba wyjść do ludzi.
Za młodu chciałem zostać pisarzem. Napisałem książkę, z której byłem bardzo dumny. Świetny pomysł, realizacja, humor, zaskakujące zakończenie, rzadko można spotkać taki dobry utwór literacki. Rozesłałem do 20 wydawnictw, widząc już siebie na targach książki obleganego przez czytelników żądnych autografu. Minęły miesiące potem lata i nikt się nie odezwał. W między czasie stwierdziłem, że może łatwiej będzie z krótką formą. Opowiadań machnąłem jakiś tuzin i słałem na do wydawnictw, gazet, na konkursy. Były dobre. Mnie się podobały o wiele bardziej, niż te przez nich publikowane.
Po roku bez odpowiedzi, doszedłem do wniosku, że to jedna wielka banda znajomków, w której jeden, drugiemu rękę myje. Drukują nawzajem tylko swoje nędzne wypociny, a wszystkich utalentowanych, którzy bez problemu zajęliby ich miejsce, zbywają milczeniem. Miałem się już poddać, ale zdecydowałem, że mam w dupie te komercyjną klikę. Nie chcą mnie promować to „ha im w de”, sam się wypromuję. Kupiłem na pchlim targu starą maszynę do pisania, stolik, rybackie krzesełko, wydrukowałem kilkaset kopii krótkich opowiadań, i usiadłem z tym wszystkim, przed wejściem do największego centrum handlowego w mieście. Natężenie ruchu w tym miejscu nigdy nie maleje, oscylując bez przerwy w górnych granicach skali. Wywiesiłem pod stołem jeszcze baner z napisem  „Nawet kiepski poeta musi jeść.” – i z całą mocą zacząłem naparzać w klawisze. Stukot maszyny do pisania przyciągał ciekawskich, za co łaska każdy dostawał jedno z opowiadań. I co się okazało?
Da się żyć nawet z tak kiepskiego pisarstwa jak moje. Dlatego wszystkim mówię wyjdź do ludzi, a na bank zarobisz coś na swoim występie. Muzykom jest łatwiej, wystarczy instrument i już dzielą się swym talentem.
Te chłopaki mieli nadzieję żyć z tego co najbardziej kochali czyli muzyki. Ale pochodzili z zapadłej wsi. Gdzieś na rubieżach kraju. Mieli chęci, mieli pomysły. Perkusista naciągnął wyprawioną skórę wieprza, na beczkę po kiszonych ogórkach, a syn drwala grał na pile. Brakowało im instrumentów. Ale skąd wziąć na sprzęt? Nie zajeżdżała do nich ekipa „Voice of Poland”, nie zajeżdżali z nagrodami „Mam talent”. Nie stać ich było na kolejowy bilet. Tylko kamień zielony z przeboju Rodowicz się zgadzał. Porośnięty mchem od północy wielki otoczak, leżący na otwartym polu. To przy nim się spotykali i próbowali… tanie wina w szczególności. Dlaczego akurat tam? Bo żadnego hiper-marketu w okolicy nie wybudowano. Gdyby stanęli pod kościołem ze swoim repertuarem, beczką i piłą, wyszliby na głupków. Wszyscy znali ich tu od niemowlaka, i za taki występ na całe życie przylgnęłaby do nich łatka idiotów. W takich zamkniętych środowiskach zdanie sąsiadów wciąż jeszcze wiele znaczy. I ustawia człowieka w hierarchii.
I co pan nam poradzi, jak pan takiś mądra głowa? –zapytali mnie mailowo.
- Wstydzą się pokazać, ale muszą wyjść na scenę? - I wtedy przypomniał mi się zwycięzca Eurowizji „Lordi”. Gość kiepsko śpiewał i pewnie się tego wstydził, dlatego założył maskę. O dziwo ludzie przestali zwracać uwagę  na jego wokal, a zakochali się przebraniu które było bardzo fikuśne. Wpadłem szybko na pomysł, że najlepsza ku temu okazja na tradycyjnej wsi, to oczywiście kolędowanie. Przebrać się można nie do poznania. A im bardziej wymyślne postacie Turonia, Śmierci, Diabła czy Cygana tym ludzie mniej będą zwracać uwagę na to co śpiewacie.
Posłuchali mojej rady i niby wszystko się udało, bo ludzie otwierali im chętnie i każdy zachwycony był strojami. Repertuar zgrali cały i nikt nie protestował, a mimo to na instrumenty nie uzbierali. Nikt nie dawał im pieniędzy. Kobiety nagradzały ciastem, mężczyźni okowitą. Perkusista roztył się jak beka, wokalista przepalił gardło, a syn drwala tylko pili i pili i się zapili. I tak skończyła się ich kariera.
Tekst jednej z ich kolęd, którą ktoś ukrył w gwieździe betlejemskiej, która spadła mi wczoraj do ogródka dotyczy oczywiście odwiedzin.

Four give me*

1
Powrót czeka mnie
Oddech mam nieświeży
Ty nie przespałaś nocy
By się w drzwiach ze mną zmierzyć
Lepiej kładź się już spać
Lepiej mi nie dopieprzaj
Chyba nie mam ochoty
Sytuacji polepszać
ref
Musisz mi wybaczyć
Choć nie będę tłumaczył
Po raz czwarty to samo
Zaraz czwarta rano
2
Przecież wiem, że jest źle
Że zrypałem sprawę
Tu nie chodzi o kolegów
Czy o dobrą zabawę
To jest głębsza psychoza
Od czasów pradziada
Taka w głowie pętelka
Taka męska wada
ref
Musisz mi wybaczyć
Choć nie będę tłumaczył
Po raz czwarty to samo
Zaraz czwarta rano
3
Dziś nie będę się mądrzył
Odpuść sobie poradę
Z filozofią dam spokój
Mogę nasrać w szufladę
Śmierdzę bo mam takie prawo
I w ubraniu chcę leżeć
Nie wykopuj mnie z łóżka
Bo agresjamnie bierze
Mogę w mordę przywalić
Damski bokser być mogę
Ty mnie policją nie strasz
Ci przysięgam pod Bogiem
Nie doczekasz przyjazdu
Dom rozpieprzę kochana
Więc się lepiej uspokój
I wytrzymaj do rana
Czwarty raz w tym tygodniu.
ref
Musisz mi wybaczyć
Choć nie będę tłumaczył
Po raz czwarty to samo
Zaraz czwarta rano


* Tytuł po angielsku, nie dlatego, że chcieli robić karierę za granicą. Wszystko przez ich nieśmiałość. Nie potrafili tak prosto z mostu wypalić: Za występ cztery złote się należy gospodarzu. (tyle akurat, jak wyliczyli wystarczyłoby na instrumenty, oczywiście pod warunkiem, że każdy mieszkaniec wioski dałby im taką kwotę ). Dlatego swą prośbę o datek, tak jak twarze zakamuflowali. Jak wiemy nie wyszło im to na dobre.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz