Dziś na śniadanie opowieść o Yatamanie. Chińskim
pracowniku szczebla średniego. Oni tam taką mają nomenklaturę. Całe życie,
pracował w fabryce, na kierowniczym stanowisku. Odpowiedzialny za cięcie
kosztów. Wiadomo na czym najłatwiej oszczędzić. Na BHP. Żadnych tam szkoleń,
odzieży ochronnej, filtrów i maseczek, bo to badziewie drogie, a tak naprawdę
zbędne. W zamian każdy pracownik do śniadania dodatkowa parówka. Tanio i zdrowo.
Wzmacnia organizm i uodparnia na choroby. Działa jak szczepionka. Szkoda, że
nie na promieniowanie. Dość szybko zaczął mu się sypać personel. Ciągłe zwolnienia,
urlopy chorobowe i inne L3, ogólne świecenie oczami. Fabryka zaczęła ponosić straty.
W Chinach?! Yataman bezsilnie rozkładał ręce. Do gry wszedł Naczelny. Nakazał
wszystkim wizytę u radiologa. No i się zaświecili na ekraniku. Prawie połowa
kadry. Afera na cały komitet centralny, bo choć media za mordę są trzymane, to
co poniektórzy dostęp do Internetu jeszcze mają. Yataman dyscyplinarka. Bez świadczeń
socjalnych, emerytalnych, zdrowotnych i jakich kol wiek, coś jak u nas. Dobrze,
że odłożył przez te wszystkie lata w skarpetę. Miał jeszcze za co żyć. Tyle że schudł
i słabszy z dnia na dzień się czuł. Pierwsza myśl - depresja, wszak radiolodzy
nic u niego nie stwierdzili. Ale kiedy ciężko było mu już wstać z łóżka,
postanowił odwiedzić lekarza. Prywatnego, z prywej skarpety opłacanego oczywiście. Niestety diagnoza przyprawiła go o
nudności. Rak przewodu pokarmowego, żołądka i jelita grubego. Zbyt wiele
konserwantów, barwników i modyfikowanej żywności. Po prostu zła dieta i nie
uczciwi producenci żywności. Jeszcze będzie z tego niezła afera. Na chwilę
obecną szkoda gadać. Prywatnie mogę polecić klinikę w Szwajcarii, mają eksperymentalną
metodę, za 100 tysięcy euro, ale 100 % gwarancji nie dają, w przeciwnym razie
100 dni panu daję. Yataman dopiero co
skończył pięćdziesiątkę. Nie chciał umierać. Wszystkich oszczędności nie
starczy. Pożyczy! Od matki, siostry, dalszej rodziny, znajomych. Przecież musi
komuś na nim zależeć. Ale po powrocie do domu stwierdził, że woli tego nie
sprawdzać. Nie będzie tu umierał w czterech ścianach 3 metry na 3. Zabrał całą
gotówkę i wyjechał.
Trafił do schroniska dzikich zwierząt w Tybecie, gdzie
dostał pracę jako opiekun białych tygrysów. Nie wiele warte było dla niego życie,
więc bez wahania przyjął tą niebezpieczną posadę. Nie czuł strachu, i z wielkim
zaangażowaniem zabrał się do pracy. Podczas karmienia, bez strachu głaskał je,
tulił do siebie, targał za uszy i mocował się z nimi, a te dzikie bestie czuły
w nim kompana. Minął rok, minął drugi, a pan Yataman przeżywał swoją drugą
młodość. Nic go nie bolało. Powrócił apetyt. Wszystkie dolegliwości zniknęły. Pod
koniec trzeciego roku, zdziwiony tym, że jeszcze żyje, postanowił się
przebadać. Kolejna diagnoza i kolejny wstrząs. Cud! Rak się cofnął i jest
całkowicie zdrowy.
W tybetańskim klasztorze dobrze poznał zasady medytacji. Zaczął
zastanawiać się, o co chodzi w tej całej medycynie. Szybko doszedł do
druzgoczących wniosków, i postanowił przekazać je światu. Stwierdził że
najłatwiej do ludzi dotrzeć za pomocą muzyki. A że miał pod ręką kilku
sprytnych mnichów, z których jeden potrafił nabijać rytm w buddyjski bęben,
drugi dobrze szarpał struny sitar, a trzeci dmuchał w lape, postanowił założyć
zespół. Tybetański rock z przesłaniem.
Niestety wraz z powrotem sensu życia, powrócił też strach
przed jego utratą. Wyczuły to też tygrysy, i podczas kolejnego karmienia
posiliły się Yatamanem.
Nie zdążył nagrać swoich piosenek. Na szczęście tekst jednej
z nich odnalazła jego siostra w rzeczach, które pozostawił po sobie. Nie wiem
skąd wiedziała o mnie, że interesuję się taką twórczością, ale przesłała tekst
do mnie, za co jej gorąco dziękuję.
Życzę smacznego
podczas czytania. Tylko nie parówki, ani nic mięsnego.
Dwa słowa o miłosierdziu
1
Tyle chorób
jest na świecie, różne kurwa, straszne
Jak sobie o
nich przypomnę, wiem że znów nie zasnę
Gdy tak
wiercę się i pocę, w przykrótkich bryczesach
Nagle
przychodzi wiadomość, wyślij sms’a
Tylko trzy
sześćdziesiąt dziewięć, wyślij teraz proszę
Dla nas
szansa na leczenie, dla ciebie to grosze
Dla chorego
czy lekarza te pieniądze - pytam
Wyjdź
naciskam w telefonie, spokojnie zasypiam
Ref
Bo ja nie
daje mimo wszystko
W kieszeni
noszę często pęk
Lecz czuję,
że mam duszę czystą
I w tym jest
miłosierdzia sęk.
2
A
nieuleczalne, te choroby są najgorsze
Za terapię
dla jednego, można kupić nowe Porsche
Więc się
wszędzie ogłaszają, na słupach i w necie
Proszą w
telewizji i proszą w gazecie
Kasia, Franio,
ich rodzice i Rumunka stara
Wrzućcie do
skrzyneczki panie, jednego dolara
bo ja
strasznie jestem chora, raka mam w wątrobie
albo mi go
jutro wytną, albo spocznę w grobie
Ref
A ja nie daje
mimo wszystko
W kieszeni
noszę często pęk
Lecz czuję że
mam duszę czystą
I w tym jest
miłosierdzia sęk.
3
Panie teraz
takie czasy, żaden nie pomoże znachor
Dla nich
twoje chore dziecko, to kolejny bachor
Jeśli ma się
zapoznać z nowoczesną medycyną
trzeba grubo
sypnąć kasą, a nie żadną popłuczyną
proszą więc o
zapomogę, bym dał tyle ile mogę
proszą o
jałmużnę, pamiętają że są dłużne
Na skarbonce
w sklepie zdjęcie, chłopczyka bez ręki
Dłoń pomocna
mi potrzebna, za twą wpłatę dzięki
Ref
A ja nie daje
mimo wszystko
W kieszeni
noszę często pęk
Lecz czuję,
że mam duszę czystą
I w tym jest
miłosierdzia sęk.
4
Tylu jest
potrzebujących, a w ofertach wciąż nowości
Biodegradowalne
serce, syntetyczny szpik do kości
Nowy fotel do
masażów, nawet elektryczne uszy
Tak nie
wspomóc biednych dziatek, trzeba nie mieć duszy
Że też taki
jeszcze żyje, że go bóg nie skarał
Wykląć go ze
społeczeństwa to jest jakaś ruska wiara
Straszny
nawiedzony facet, przez szatana chyba
Głupcy mój
herb to nie kozioł, tylko ryba, ryba.
Ref
I choć nie
daje mimo wszystko
W kieszeni
noszę często pęk
Lecz czuję,
że mam duszę czystą
I w tym jest
miłosierdzia sęk.
5
Ja uczynki
miłosierdzia, spełniam w imię Bożę
Kiedy dziad
pod sklepem spyta, czy mu się dołożę
jeśliś głodny
masz tu proszę, dla ciebie bułeczka
Chcesz się
napić, pijmy razem, pęknie wina beczka
Się
obszczałeś, dam ci gacie, to zadanie proste
Nie masz
gdzie spać? To mój drogi śpij dzisiaj pod mostem
Wredna żona zabroniła
mi zapraszać gości
Że cię zamkną
za włóczęgę, ta! i wyślą pościg?
nic się nie
martw, nawet dobrze, w celi jest na plusie
tu byś
zamarzł , ja katolik, chować bym cię musiał.
Jedno czego
nie potrafię, nawiedzić osobę chorą
Nawiedzone
ich rodziny za pieniądzem gonią
Choć
strapieni nie pocieszysz,
chociaż
radzisz oni wątpią,
Myślą tylko
skąd wziąć kasę
Miłości dla
dziecka skąpią
Będą kochać
uzdrowione
Wtedy miłość
ta zapłonie
Teraz trzeba w
imię racji
Milion zebrać
dla fundacji
Nie umiecie
więc wasz uczę
Krzywdy trza
cierpliwie znosić
Gdy pomodlić
chcę się za nich
Do diabła
każą wynosić
Daruje im bez
urazy
Pretensje mam
do lekarzy
A was grzesznych
upominam
Wspierać
ludzi, nie kombinat
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz