Naj­now­szą pieśń naj­więcej ludzie sławią.

wtorek, 30 czerwca 2015

opowieść o leczeniu

Dziś na śniadanie opowieść o Yatamanie. Chińskim pracowniku szczebla średniego. Oni tam taką mają nomenklaturę. Całe życie, pracował w fabryce, na kierowniczym stanowisku. Odpowiedzialny za cięcie kosztów. Wiadomo na czym najłatwiej oszczędzić. Na BHP. Żadnych tam szkoleń, odzieży ochronnej, filtrów i maseczek, bo to badziewie drogie, a tak naprawdę zbędne. W zamian każdy pracownik do śniadania dodatkowa parówka. Tanio i zdrowo. Wzmacnia organizm i uodparnia na choroby. Działa jak szczepionka. Szkoda, że nie na promieniowanie. Dość szybko zaczął mu się sypać personel. Ciągłe zwolnienia, urlopy chorobowe i inne L3, ogólne świecenie oczami. Fabryka zaczęła ponosić straty. W Chinach?! Yataman bezsilnie rozkładał ręce. Do gry wszedł Naczelny. Nakazał wszystkim wizytę u radiologa. No i się zaświecili na ekraniku. Prawie połowa kadry. Afera na cały komitet centralny, bo choć media za mordę są trzymane, to co poniektórzy dostęp do Internetu jeszcze mają. Yataman dyscyplinarka. Bez świadczeń socjalnych, emerytalnych, zdrowotnych i jakich kol wiek, coś jak u nas. Dobrze, że odłożył przez te wszystkie lata w skarpetę. Miał jeszcze za co żyć. Tyle że schudł i słabszy z dnia na dzień się czuł. Pierwsza myśl - depresja, wszak radiolodzy nic u niego nie stwierdzili. Ale kiedy ciężko było mu już wstać z łóżka, postanowił odwiedzić lekarza. Prywatnego, z prywej skarpety opłacanego  oczywiście. Niestety diagnoza przyprawiła go o nudności. Rak przewodu pokarmowego, żołądka i jelita grubego. Zbyt wiele konserwantów, barwników i modyfikowanej żywności. Po prostu zła dieta i nie uczciwi producenci żywności. Jeszcze będzie z tego niezła afera. Na chwilę obecną szkoda gadać. Prywatnie mogę polecić klinikę w Szwajcarii, mają eksperymentalną metodę, za 100 tysięcy euro, ale 100 % gwarancji nie dają, w przeciwnym razie 100 dni panu daję.  Yataman dopiero co skończył pięćdziesiątkę. Nie chciał umierać. Wszystkich oszczędności nie starczy. Pożyczy! Od matki, siostry, dalszej rodziny, znajomych. Przecież musi komuś na nim zależeć. Ale po powrocie do domu stwierdził, że woli tego nie sprawdzać. Nie będzie tu umierał w czterech ścianach 3 metry na 3. Zabrał całą gotówkę i wyjechał.  
Trafił do schroniska dzikich zwierząt w Tybecie, gdzie dostał pracę jako opiekun białych tygrysów. Nie wiele warte było dla niego życie, więc bez wahania przyjął tą niebezpieczną posadę. Nie czuł strachu, i z wielkim zaangażowaniem zabrał się do pracy. Podczas karmienia, bez strachu głaskał je, tulił do siebie, targał za uszy i mocował się z nimi, a te dzikie bestie czuły w nim kompana. Minął rok, minął drugi, a pan Yataman przeżywał swoją drugą młodość. Nic go nie bolało. Powrócił apetyt. Wszystkie dolegliwości zniknęły. Pod koniec trzeciego roku, zdziwiony tym, że jeszcze żyje, postanowił się przebadać. Kolejna diagnoza i kolejny wstrząs. Cud! Rak się cofnął i jest całkowicie zdrowy.
W tybetańskim klasztorze dobrze poznał zasady medytacji. Zaczął zastanawiać się, o co chodzi w tej całej medycynie. Szybko doszedł do druzgoczących wniosków, i postanowił przekazać je światu. Stwierdził że najłatwiej do ludzi dotrzeć za pomocą muzyki. A że miał pod ręką kilku sprytnych mnichów, z których jeden potrafił nabijać rytm w buddyjski bęben, drugi dobrze szarpał struny sitar, a trzeci dmuchał w lape, postanowił założyć zespół. Tybetański rock z przesłaniem.
Niestety wraz z powrotem sensu życia, powrócił też strach przed jego utratą. Wyczuły to też tygrysy, i podczas kolejnego karmienia posiliły się Yatamanem.
Nie zdążył nagrać swoich piosenek. Na szczęście tekst jednej z nich odnalazła jego siostra w rzeczach, które pozostawił po sobie. Nie wiem skąd wiedziała o mnie, że interesuję się taką twórczością, ale przesłała tekst do mnie, za co jej gorąco dziękuję.
Życzę smacznego podczas czytania. Tylko nie parówki, ani nic mięsnego.
Dwa słowa o miłosierdziu
1
Tyle chorób jest na świecie, różne kurwa, straszne
Jak sobie o nich przypomnę, wiem że znów nie zasnę
Gdy tak wiercę się i pocę, w przykrótkich bryczesach
Nagle przychodzi wiadomość, wyślij sms’a
Tylko trzy sześćdziesiąt dziewięć, wyślij teraz proszę
Dla nas szansa na leczenie,  dla ciebie to grosze
Dla chorego czy lekarza te pieniądze - pytam
Wyjdź naciskam w telefonie, spokojnie zasypiam
Ref
Bo ja nie daje mimo wszystko
W kieszeni noszę często pęk
Lecz czuję, że mam duszę czystą
I w tym jest miłosierdzia sęk.

2
A nieuleczalne, te choroby są najgorsze
Za terapię dla jednego, można kupić nowe Porsche
Więc się wszędzie ogłaszają, na słupach i w necie
Proszą w telewizji i proszą w gazecie
Kasia, Franio, ich rodzice  i Rumunka stara
Wrzućcie do skrzyneczki panie, jednego dolara
bo ja strasznie jestem chora, raka mam w wątrobie
albo mi go jutro wytną, albo spocznę w grobie
Ref
A ja nie daje mimo wszystko
W kieszeni noszę często pęk
Lecz czuję że mam duszę czystą
I w tym jest miłosierdzia sęk.

3
Panie teraz takie czasy, żaden nie pomoże znachor
Dla nich twoje chore dziecko, to kolejny bachor
Jeśli ma się zapoznać z nowoczesną medycyną
trzeba grubo sypnąć kasą, a nie żadną popłuczyną
proszą więc o zapomogę, bym dał tyle ile mogę
proszą o jałmużnę, pamiętają że są dłużne
Na skarbonce w sklepie zdjęcie, chłopczyka bez ręki
Dłoń pomocna mi potrzebna, za twą wpłatę dzięki
Ref
A ja nie daje mimo wszystko
W kieszeni noszę często pęk
Lecz czuję, że mam duszę czystą
I w tym jest miłosierdzia sęk.

4
Tylu jest potrzebujących, a w ofertach wciąż nowości
Biodegradowalne serce, syntetyczny szpik do kości
Nowy fotel do masażów, nawet elektryczne uszy
Tak nie wspomóc biednych dziatek, trzeba nie mieć duszy
Że też taki jeszcze żyje, że go bóg nie skarał
Wykląć go ze społeczeństwa to jest jakaś ruska wiara
Straszny nawiedzony facet, przez szatana chyba
Głupcy mój herb to nie kozioł, tylko ryba, ryba.
Ref
I choć nie daje mimo wszystko
W kieszeni noszę często pęk
Lecz czuję, że mam duszę czystą
I w tym jest miłosierdzia sęk.

5
Ja uczynki miłosierdzia, spełniam w imię Bożę
Kiedy dziad pod sklepem spyta, czy mu się dołożę
jeśliś głodny masz tu proszę, dla ciebie bułeczka
Chcesz się napić, pijmy razem, pęknie wina beczka
Się obszczałeś, dam ci gacie, to zadanie proste
Nie masz gdzie spać? To mój drogi śpij dzisiaj pod mostem
Wredna żona zabroniła mi zapraszać gości
Że cię zamkną za włóczęgę, ta! i wyślą pościg?
nic się nie martw, nawet dobrze, w celi jest na plusie
tu byś zamarzł , ja katolik, chować bym cię musiał.
Jedno czego nie potrafię, nawiedzić osobę chorą
Nawiedzone ich rodziny za pieniądzem gonią

Choć strapieni nie pocieszysz,
chociaż radzisz oni wątpią,
Myślą tylko skąd wziąć kasę
Miłości dla dziecka skąpią
Będą kochać uzdrowione
Wtedy miłość ta zapłonie
Teraz trzeba w imię racji
Milion zebrać dla fundacji
Nie umiecie więc wasz uczę
Krzywdy trza cierpliwie znosić
Gdy pomodlić chcę się za nich
Do diabła każą wynosić
Daruje im bez urazy
Pretensje mam do lekarzy
A was grzesznych upominam

Wspierać ludzi, nie kombinat

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz